niedziela, 26 lutego 2012

the sound of the rain will heal you.

czasami nie mam siły by mówić, zbyt dużo kotłuje się w mojej głowie bym potrafiła artykułować słowa, sklejać je w zdania. wtedy z pomocą przychodzi mi pisanie. najczęściej możecie mnie spotkać z zeszytem w ręku i długopisem w nocy, ze słuchawkami na uszach skrobiącą coś zapamiętale. miła odmiana od koszmarów, które nawiedzają mnie od kilku tygodni. czy kiedyś się skończą?

#1 
tak wiele chciałabym powiedzieć
tobie i innym

lecz wciąż brakuje mi słów
tak wiele mogłabym wykrzyczeć
ale to tylko szept wycieka spomiędzy mych warg
tak mocno pragnę splatać słowa
w warkocze sięgające ziemi
przyozdabiać je śpiewnymi kwiatami 
tworzyć pięciolinię z obietnic i kłamstw
po krzyku nastałaby cisza
skondensowana w pudełku klatki piersiowej
a w nim solista serce
orkiestra płuc
i myśli zatopione we krwi

#2
zawsze z nastaniem złych dni
otwieram bramę wewnątrz mnie 
którą to wpuszczam
jednych do ciepłoty serca
innych do żółci żołądka
a oni dryfują w środku
umiłowani lub znienawidzeni
zdani na łaskę
układu trawiennego
lub kawałka nieba dającego życie 

the black keys - little black submarines   

czwartek, 16 lutego 2012

step one you say we need to talk. he walks, you say sit down, it's just a talk.

mimo tego, że walentynki za nami, zaczęłam zastanawiać się nad pojęciem miłości. czym ona jest dla mnie, dla ludzi w moim wieku, czy tych spotykanych na ulicy? jaki ma sens w dzisiejszym świecie, czy zupełnie się on nie zagubił w natłoku czerwonych serduszek i róż na przecenie? kiedy byłam małą dziewczynką myślałam, że kiedy ma się naście lat to oczywista oczywistość, że posiada się chłopaka. z naciskiem na posiada. kiedy stawałam się starsza lubiłam wyobrażać sobie, że pewnego dnia spotkam czarującego chłopaka, który zakocha się we mnie i będziemy żyć długo i szczęśliwie. choć do księżniczki mi daleko. jak jest teraz? czy zmieniłam swoje idealistyczne podejście do uczuć? czasami wydaje mi się, że wyzbyłam się naiwności, w innym momencie jednak łapię się na rozmyślaniach o cudownym związku. tyle jest piosenek o miłości, książek, wierszy, filmów, seriali, obrazów, czasopism, porad. czy nie powinniśmy wiedzieć o niej wszystkiego? powinna być nam znana jak własna kieszeń. a nie jest. dlaczego? ciągle słyszę, że mam jeszcze czas, że życie przede mną. nie boję się samotności, bo i samotna nigdy tak naprawdę nie byłam. boję się tylko, że kiedyś poczuję, że brakuje mi jakiejś cząstki w sercu, jakiegoś ulotnego uczucia, który niepoznane uciekło przede mną.

przez życie
można biec
lub ważyć każdy krok
można kochać i śnić
lub strachem wypełniać dni
można wierzyć i ufać
naiwność upychać po kątach
można też trwać w śpiączce bezmyślności
która nie zna dna i sytości


 the fray- vienna

sobota, 11 lutego 2012

you've got the love.

pewne decyzje przychodzą same. ta po części taka była: rozpoczęcie pisania na innym blogu, tutaj. nie ma w tym jednak żadnej ideologii, żadnego głębszego przesłania. byłam tam, jestem tu. na jak długo? nie wiem. bez obietnic, czasami ciężko je spełnić. ale zostawiam to co było, to co jest na tamtym blogu za mną. wszystkie posty, które napisałam, wylewane żale i to co wydarzyło się niemalże rok temu. żegnaj. powinnam była powiedzieć to już dawno i w głębi serca zrobiłam to już wtedy. walentynki będą dniem jak inne dni, nie ma znaczenia spędzanie go w samotności. czym różni się 14 lutego od innych dni roku? ale tak naprawdę, nie jestem sama. i nikt nie jest do końca sam. wierzę w to, tak jak w to, że pewnego dnia wstanę z uśmiechem na ustach, spojrzę w okno ciesząc się na nadchodzący dzień i moje serce będzie lekkie, nie obciążone złymi wspomnieniami. jak zawsze pozdrawiam, bo tego nie chcę zmieniać.