ostatnimi czasy kina szturmuje nowy spiderman i kolejna część batmana. i mnie nie ominęła ta fascynacja i postanowiłam pójść na oba filmy. brat śmieje się ze mnie, że staję się jak typowy nerd, kochający komiksy.
pytanie numer 1.:
czy istotnie staję się nerdem, który kocha postacie z komiksów?
niekoniecznie. choć oba filmy przypadły mi do gustu, to nie mogę nazywać siebie fanką. choć spidermana na pulpicie lubię mieć.
pytanie numer 2.:
co decyduje o takiej popularności komiksowych postaci?
w dzisiejszym świecie potrzebujemy idoli, kogoś kogo możemy podziwiać. superbohaterowie są do tego stworzeni. bo jak nie kochać kogoś, kto pomaga potrzebującym bez chęci zysku, kogoś kto pod przebraniem strzeże bezpieczeństwa tych, którzy sami nie mogą go sobie zapewnić, a w końcu kogoś kto powala tężyzną fizyczną i wyglądem? bo bądźmy szczerzy i on ma znaczenie.
w dzisiejszym świecie potrzebujemy pewności, że jest ktoś, kto nas ocali. i choć wiemy, że spiderman czy batman to raczej postaci bajkowe, jak włóczykij czy robin hood, to miło byłoby kiedyś spotkać kogoś takiego na ulicy. i poprosić o autograf.
superbohaterowie są normalnymi ludźmi, którzy czynią rzeczy nadzwyczajne. są silni, pewni siebie i odważni. to tych cech pragniemy najbardziej. zadziorności i jasnego celu w naszym życiu. pragniemy w codziennej rutynie pozostać oryginalni, pragniemy mieć sekret, który czynić nas będzie kimś absolutnie wyjątkowym.
ale może prawdziwym powołaniem superbohatera jest po prostu pomoc innym. wyostrzanie tych najbardziej szlachetnych cech, które przecież posiada każdy z nas. superbohaterowie codziennie walczą ze swoją ciemną stroną, z którą my również musimy walczyć, by przeć do przodu. i może to właśnie każdego z nas czyni superbohaterem na miarę XXI wieku.
ed sheeran- the a team
wtorek, 31 lipca 2012
wtorek, 24 lipca 2012
I took the stars from our eyes, and then I made a map.
oboje już nie śpimy, ale udajemy przed sobą, że tak jest. czasem się przeciągnę, a ty na moment otworzysz oczy. nie patrzymy na siebie, to za dużo. już dawno przestałam przyglądać się twojej twarzy na dłużej. kiedy utrzymujemy kontakt wzrokowy czuję jak zapadam się w sobie. nie zawsze. ale nocą tak.
jest taki moment przed zadzwonieniem budzika, kiedy chcę odwrócić się do ciebie twarzą i otworzyć oczy, by patrzeć jak śpisz. jak udajesz. chcę wyciągnąć rękę i cię objąć. mogłabym położyć głowę na twojej piersi i dalej udawać senność. rozważałam to zbyt długo strofując się i chwila mija. budzik odziera nas z pozorów.
wyrzucasz mi czasami, że nie opowiadam o sobie. że godzinami mogę snuć monologi o muzyce, książkach, filmach i kosmetykach, zamiast mówić co czuję. może tak jest, bo ja sama przestałam słuchać gdy inni opowiadają o sobie. zaczęło się niewinnie, od paru uwag puszczanych mimo uszu. ze strony różnych osób. teraz po kilka razy wszyscy muszą powtarzać mi to samo, a mimo to, często nie pamiętam o czym rozmawialiśmy wczoraj.
żyjemy razem, ale obok siebie. dzielimy jakąś część naszego życia z kilkoma osobami często zaledwie egzystując obok siebie. słuchamy się, ale tylko czasami, kiedy nic ciekawszego nie ma do roboty. razem płaczemy, ale jesteśmy wtedy sami, oddzieleni. nasze łzy mogą tworzyć jedną, ale my nigdy nie stworzymy z nas jednego.
ale może nam to wystarczy. dzielić jedną myśl na sto, wyjść razem na miasto od czasu do czasu, pogadać o niczym. może nie musimy znać swych dusz na wylot, by wiedzieć o sobie wystarczająco dużo. może będziemy się wspierać zawsze, a może nie. ale póki istnieje dzisiaj, jestem tutaj. i ty też.
arrmor for sleep- the truth about heaven
jest taki moment przed zadzwonieniem budzika, kiedy chcę odwrócić się do ciebie twarzą i otworzyć oczy, by patrzeć jak śpisz. jak udajesz. chcę wyciągnąć rękę i cię objąć. mogłabym położyć głowę na twojej piersi i dalej udawać senność. rozważałam to zbyt długo strofując się i chwila mija. budzik odziera nas z pozorów.
wyrzucasz mi czasami, że nie opowiadam o sobie. że godzinami mogę snuć monologi o muzyce, książkach, filmach i kosmetykach, zamiast mówić co czuję. może tak jest, bo ja sama przestałam słuchać gdy inni opowiadają o sobie. zaczęło się niewinnie, od paru uwag puszczanych mimo uszu. ze strony różnych osób. teraz po kilka razy wszyscy muszą powtarzać mi to samo, a mimo to, często nie pamiętam o czym rozmawialiśmy wczoraj.
żyjemy razem, ale obok siebie. dzielimy jakąś część naszego życia z kilkoma osobami często zaledwie egzystując obok siebie. słuchamy się, ale tylko czasami, kiedy nic ciekawszego nie ma do roboty. razem płaczemy, ale jesteśmy wtedy sami, oddzieleni. nasze łzy mogą tworzyć jedną, ale my nigdy nie stworzymy z nas jednego.
ale może nam to wystarczy. dzielić jedną myśl na sto, wyjść razem na miasto od czasu do czasu, pogadać o niczym. może nie musimy znać swych dusz na wylot, by wiedzieć o sobie wystarczająco dużo. może będziemy się wspierać zawsze, a może nie. ale póki istnieje dzisiaj, jestem tutaj. i ty też.
arrmor for sleep- the truth about heaven
piątek, 13 lipca 2012
Lately when the sun falls down in LA, it’s the summer of our love.
wczoraj wracając wieczorem od przyjaciółki naszedł mnie ten typowo rzewny nastrój. człowiek, no dobrze ja, czasami tak mam, że dumam nad wszystkim. był już wieczór, jeden z tych ciepłych i miłych, typowo letnich. zawsze wtedy chce mi się uśmiechać gdy widzę na niebie czerwień, pomarańcz czy fiolet zachodzącego słońca. coś tak pięknego dzieje się w górze, a tak wielu ludzi tego nie widzi, bo ich oczy wpatrzone są w chodnik. zrezygnowane śledzą załamania w kostce brukowej.
a gdyby tak zerknąć w górę? zapatrzyć się na kołującego ptaka, chmurę o zabawnym kształcie? spojrzeć na zieleń roślinności, przejeżdżające samochody? na przechodniów po drugiej stronie ulicy?
niebezpiecznie zbliżam się do tematu poprzedniego postu, a tego na razie nie chcę. z moich rozmyślań bowiem wynikło coś innego. wracałam od przyjaciółki, osoby, która będzie ze mną gdy jej potrzebuję. już jest. i nie musimy pisać i rozmawiać z sobą przez cały czas, by wiedzieć, że zawsze będziemy się wspierać. czego ona o mnie nie wie... czasami zastanawiam się, jak to jest, że mimo wszystko dalej chce ze mną przebywać.
to ważne by cenić przyjaźń. niby od zawsze się o tym wie, ale może zbyt rzadko mówimy o tym głośno? wielu ludzi w dzisiejszym świecie wszystkich nazywa swoimi przyjaciółmi. ja nie mam tego w zwyczaju zarówno jak ludzie, których uważam za takowych. to słowo ma w sobie coś wyjątkowego, podobnie jak kocham, które rzucane bez ustanku traci sens.
a gdyby tak zerknąć w górę? zapatrzyć się na kołującego ptaka, chmurę o zabawnym kształcie? spojrzeć na zieleń roślinności, przejeżdżające samochody? na przechodniów po drugiej stronie ulicy?
niebezpiecznie zbliżam się do tematu poprzedniego postu, a tego na razie nie chcę. z moich rozmyślań bowiem wynikło coś innego. wracałam od przyjaciółki, osoby, która będzie ze mną gdy jej potrzebuję. już jest. i nie musimy pisać i rozmawiać z sobą przez cały czas, by wiedzieć, że zawsze będziemy się wspierać. czego ona o mnie nie wie... czasami zastanawiam się, jak to jest, że mimo wszystko dalej chce ze mną przebywać.
to ważne by cenić przyjaźń. niby od zawsze się o tym wie, ale może zbyt rzadko mówimy o tym głośno? wielu ludzi w dzisiejszym świecie wszystkich nazywa swoimi przyjaciółmi. ja nie mam tego w zwyczaju zarówno jak ludzie, których uważam za takowych. to słowo ma w sobie coś wyjątkowego, podobnie jak kocham, które rzucane bez ustanku traci sens.
środa, 11 lipca 2012
it's better to feel pain, than nothing at all.
wszyscy ludzie pragną szczęścia. dla jednych jest ono uśmiechem na twarzy ukochanej osoby, dla innej dużo pieniędzy, zagraniczny wyjazd, pomoc potrzebującym. szczęście dla każdego jest czymś innym. często patrząc na kogoś innego z zazdrością myślimy o tym co ma. jesteśmy pewni, że żyjąc jego życiem bylibyśmy absolutnie szczęśliwi. nie dostrzegamy jednak tego, co radosnego i wartościowego ma w sobie nasze życie. tak jest łatwiej prawda? ileż razy dziennie myślimy "jestem samotny, nikt mnie nie pokocha, moje życie to porażka".
80% naszych myśli jest negatywna. to zastraszające jeśli się nad tym zastanowić. tak łatwo przychodzi nam zawiść do drugiej osoby, ale już docenić czyjąś pracę i talent przychodzi nam o wiele trudniej. a gdyby idąc ulicą po prostu się uśmiechać? zrobić jakiś mały, zupełnie drobny, dobry uczynek? niewinny akt dobrej woli wobec kogoś kogo niekoniecznie lubimy? łatwo to brzmi gdy się o tym pisze. o wiele prościej jest kogoś obgadać, oczernić niż znaleźć w tej osobie pozytywne cechy. sama często łapię się na tym, że dostrzegam w ludziach tylko złe cechy. ale postanawiam sobie, że będę to zmieniać.
z okazji rozpoczęcia przeze mnie nowego etapu w życiu, jakim jest nowa klasa, podczas poznawania nowych osób będę się uśmiechać i starać angażować. o każdej z tych osób chcę zebrać pozytywne odczucia. i mówiąc "każdej" mam na myśli wszystkie 27.
są wakacje. czas na który większość z nas czekała z takim utęsknieniem. po co psuć ten czas negatywnymi myślami, nienawiścią do innych, swojego miejscowości, życia? czy nie lepiej iść na długi spacer, przejażdżkę rowerową, spotkać się ze znajomi i śmiać w głos? aż wszystkie negatywy wyjdą z nas i pozostanie tyko radość. choć przez tę krótką chwilę.
80% naszych myśli jest negatywna. to zastraszające jeśli się nad tym zastanowić. tak łatwo przychodzi nam zawiść do drugiej osoby, ale już docenić czyjąś pracę i talent przychodzi nam o wiele trudniej. a gdyby idąc ulicą po prostu się uśmiechać? zrobić jakiś mały, zupełnie drobny, dobry uczynek? niewinny akt dobrej woli wobec kogoś kogo niekoniecznie lubimy? łatwo to brzmi gdy się o tym pisze. o wiele prościej jest kogoś obgadać, oczernić niż znaleźć w tej osobie pozytywne cechy. sama często łapię się na tym, że dostrzegam w ludziach tylko złe cechy. ale postanawiam sobie, że będę to zmieniać.
z okazji rozpoczęcia przeze mnie nowego etapu w życiu, jakim jest nowa klasa, podczas poznawania nowych osób będę się uśmiechać i starać angażować. o każdej z tych osób chcę zebrać pozytywne odczucia. i mówiąc "każdej" mam na myśli wszystkie 27.
są wakacje. czas na który większość z nas czekała z takim utęsknieniem. po co psuć ten czas negatywnymi myślami, nienawiścią do innych, swojego miejscowości, życia? czy nie lepiej iść na długi spacer, przejażdżkę rowerową, spotkać się ze znajomi i śmiać w głos? aż wszystkie negatywy wyjdą z nas i pozostanie tyko radość. choć przez tę krótką chwilę.
sobota, 7 lipca 2012
the "earth" without "art" is just "eh".
w dni gorące jak ten, mam ochotę jedynie siedzieć z mrożoną kawą w ręku i gapić się przed siebie. czasami zerknę w niebo, nierzadko nieskazitelnie błękitne i zastanowię się, czy ktoś, gdzieś również w nie patrzy. może potrzebujesz rady? pomocy? jestem.
#1
czy już tkwimy
w tym wiosennym zapomnieniu
wśród zapachów smaków i dotyku
oddechem zapełniamy dziury w duszy
a kwiatami zatykamy uszy
czy już odszedł
cień zimy z naszej głowy
czy już roztopiły się serca
a ze snu obudziły płuca
niech jaskółka przyszłości
zwiastuje wiosenne poranki
by każdy z nich przynosił nadzieję
#2
pragnę ucieczki jak powietrza
lecz nigdzie nie widzę krat
czasami nie mogę się poruszyć
choć nie krępują mnie łańcuchy
to tylko te spojrzenia i oddechy
uderzają we mnie jak kamienie
wszyscy są bez winy
w świecie bez kar
#3
nic nie trwa wiecznie
pośród zmienności pogody
dni i pór roku
nic nie jest wieczne
tam gdzie jutro
wypiera dziś
nic wiecznie nie pozostaje
w naszej pamięci
jeśli modlimy się o zapomnienie
#4
oni wszyscy biegną
kiedy ja chcę stać
krzyczą i rozbijają szkło
gdy szept zamiera we mnie
kwiatami zdobię ich noże
by osłodzić krew
oczami śledzę siatkę żył
pod papierową skórą
jeśli dobrze się przyjrzeć
widać tam serce
czasami bije
#1
czy już tkwimy
w tym wiosennym zapomnieniu
wśród zapachów smaków i dotyku
oddechem zapełniamy dziury w duszy
a kwiatami zatykamy uszy
czy już odszedł
cień zimy z naszej głowy
czy już roztopiły się serca
a ze snu obudziły płuca
niech jaskółka przyszłości
zwiastuje wiosenne poranki
by każdy z nich przynosił nadzieję
#2
pragnę ucieczki jak powietrza
lecz nigdzie nie widzę krat
czasami nie mogę się poruszyć
choć nie krępują mnie łańcuchy
to tylko te spojrzenia i oddechy
uderzają we mnie jak kamienie
wszyscy są bez winy
w świecie bez kar
#3
nic nie trwa wiecznie
pośród zmienności pogody
dni i pór roku
nic nie jest wieczne
tam gdzie jutro
wypiera dziś
nic wiecznie nie pozostaje
w naszej pamięci
jeśli modlimy się o zapomnienie
#4
oni wszyscy biegną
kiedy ja chcę stać
krzyczą i rozbijają szkło
gdy szept zamiera we mnie
kwiatami zdobię ich noże
by osłodzić krew
oczami śledzę siatkę żył
pod papierową skórą
jeśli dobrze się przyjrzeć
widać tam serce
czasami bije
czwartek, 5 lipca 2012
you don't need a car if you have a bike.
rower był czymś o czym dyskretnie marzyłam już od zeszłego roku. czy może być coś lepszego niż wieczorne przejażdżki ze słuchawkami na uszach? rower ma jednak również praktyczne strony: wszędzie możesz dostać się znacznie szybciej niż pieszo. dostrzegałam jedynie plusy tego przedmiotu.
w zeszłym roku jednak nie udało się spełnić tego skrywanego życzenia. powody były różne, te podawane przez rodziców i te przeze mnie. nie warto jednak płakać nad rozlanym mlekiem. niemniej, na zakończenie tego roku szkolnego powiedziałam stanowczo czego oczekuję za moją roczną tyradę szkolną.
tym razem rodzice zgodzili się, bez żadnych zastrzeżeń. moja radość zdawała się nieopisana. od momentu gdy bordowo-czarny rower pojawił się na moim podwórzu niemal każdą chwilę wykorzystywałam, by gdzieś się na nim wybrać. codziennie przemierzałam te trasy, które widziałam w wyobraźni już rok temu. nieodzowne słuchawki na uszach bardzo mi te trasy umilały.
aż do dziś żyłam w świecie marzeń, idyllicznej wizji mnie i roweru. bo jak widać ta para nie ma przyszłości, a sam rower wady również ma. boleśnie przypomina mi o tym rozbite kolano, świecące czerwienią i rażące wypukłością. kochany rowerze, dlaczego?!
w zeszłym roku jednak nie udało się spełnić tego skrywanego życzenia. powody były różne, te podawane przez rodziców i te przeze mnie. nie warto jednak płakać nad rozlanym mlekiem. niemniej, na zakończenie tego roku szkolnego powiedziałam stanowczo czego oczekuję za moją roczną tyradę szkolną.
tym razem rodzice zgodzili się, bez żadnych zastrzeżeń. moja radość zdawała się nieopisana. od momentu gdy bordowo-czarny rower pojawił się na moim podwórzu niemal każdą chwilę wykorzystywałam, by gdzieś się na nim wybrać. codziennie przemierzałam te trasy, które widziałam w wyobraźni już rok temu. nieodzowne słuchawki na uszach bardzo mi te trasy umilały.
aż do dziś żyłam w świecie marzeń, idyllicznej wizji mnie i roweru. bo jak widać ta para nie ma przyszłości, a sam rower wady również ma. boleśnie przypomina mi o tym rozbite kolano, świecące czerwienią i rażące wypukłością. kochany rowerze, dlaczego?!
Subskrybuj:
Posty (Atom)