niedziela, 2 grudnia 2012

Strongest taste. Loudest drop. Head is filled the thought.

mówią, że sami się rodzimy i sami umieramy. w zależności od nastroju zgadzam się z tym lub gwałtownie zaprzeczam. życie to nie tylko walka, ból i łzy. a próbują nam to wmawiać, próbują nas w takim przekonaniu wychowywać.

życie to nie tylko zabawa, jak usiłujemy udowodnić. bawi mnie sposób w jaki niektórzy traktują alkohol czy papierosy. jestem zbuntowana, jestem dorosła, jestem lubiana, upijam się. pozwalam innym wąchać wódkę, którą ode mnie czuć, niech czują dym. niech czują wolność.

młodość obroni się sama, czyż nie? po co te lekcje o uzależnieniach, szkodach jakie mogą w nas wywołać nasze własne czyny? po co próbują przekonać nas, że wiedzą lepiej, bo już to przeżyli? pijący dalej będą pić, palący dalej będą odpalać jednego od drugiego. dalej będziemy się niszczyć.

podobno każdy nasz problem był już przez kogoś przeżyty. podobno nasi rodzice przechodzili przez to, co my. podobno wiedzą, czuli to samo. podobno nikt nie jest oryginalny.

kto rodzi się sam, a kto sam umiera? kto rodzi się tak naprawdę, a kto ostatecznie odchodzi, wraz ze swą śmiercią? 

sobota, 1 grudnia 2012

Mala Czarna Rekomenduje...

świeczki wszelkiego rodzaju, szczególnie lawendowe (pozdrawiam izę). | "boy 7", książka, którą niedawno udało mi się przeczytać; nie mogę doczekać się następnych części. | gorące napoje, to moje ukojenie gdy pogoda staje się coraz chłodniejsza. | purity ring- shrines | jesienią i zimą stawiam na ciemne lakiery do paznokci. | american horror story; z odcinka na odcinek coraz bardziej wciągające i zaskakujące.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Niepozbierany art.

"Jesień"
 zrobiło się trochę ciemno
w środku i na zewnątrz
nieco zbyt chłodno
na długie eskapady
w górę i dół
za dużo szarości
pływa między nami
za mało miłości w nas 
 
 

sobota, 10 listopada 2012

a hug in a cub.

w tym roku jakoś brakuje czasu na jesienną depresję. najpierw śnieg, który spadł zadziwiająco wcześnie, równie szybko znikając z dróg i chodników, potem tona nauki. teraz słońce przeplata się z deszczem, czasem jest trochę zbyt szaro, ale to specyfika jesieni. mimo wszystko, to jedna z moich ulubionych pór roku. bo obok przytłumionych kolorów, pełnych szarości i brązu, pełno jest koloru, złota czy pomarańczu. miło wieczorem wypić gorącą kawę, zapalić zapachową świeczkę, poczytać pod kocem. miłe są również spacery, choć czasem szczypie w ręce i nogi.

jesień skłania mnie do refleksji. nie to, żeby inne pory roku tego nie robiły, ale ta w sposób szczególny. myślę nad tym, co w życiu przeszło mi koło nosa, albo co sama od siebie odepchnęłam. o decyzjach, które z czasem straciły swą słuszność. niektóre jednak potwierdziły mnie w przekonaniu, że nie wszystko można przewidzieć, a pozornie złe wybory, mogą okazać się dobre. o wiele lepsze niż się tego spodziewamy.

czasami, jak dziś, myślę nad tym jak cienka granica oddziela miłość od nienawiści. jak łatwo osobę, na której tak bardzo nam zależało całkowicie skreślić. kiedy jest się z kimś, niekoniecznie w związku, ale po prostu przyjaciółmi, wydaje się, że to nigdy nie przeminie. że zawsze będzie trwać w niezmienionej formie. ale coś się zmienia, nagle, bez zapowiedzi. tylko co? czy to my stajemy się inni, czy świat, w którym żyjemy?

the neighbourhood- sweater weather      

piątek, 2 listopada 2012

Niepozbierany art.

jeśli mogłabym ujrzeć oczy
pełne zachodów słońca
spadających gwiazd
usta jak bliźniacze półksiężyce 
a policzki zroszone deszczem
nad nimi rzęsy 
pełne rosy o poranku

gdybym potrafiła 
dostrzec głębię spojrzenia
delikatność silnych dłoni
widziałabym jego
jak sen o aniołach 

niniejszym przedstawiam nowy cykl postów, w których zamieszczać będę moje wiersze. mam nadzieję, że tytuł się podoba, a posty te będą pojawiać się regularnie.
pozdrawiam.

niedziela, 14 października 2012

Niedzielna Grupa Wsparcia.

#1. ostatnie dni mijają tak szybko. godziny zlewają się ze sobą, czasami jest tego wszystkiego tak dużo. nigdy tak bardzo nie zdawałam sobie sprawy z upływu czasu jak teraz.

#2. szkoła przynosi dużo nerwów, bezpodstawnego stresu. staram się znaleźć na to sposób. jakoś w końcu trzeba znaleźć w sobie siłę na to, by wstać rano z łóżka.

#3. zastanawiam się jak dwie osoby tej samej płci, w tym samym wieku, tak diametralnie mogą się od siebie różnić. jak to możliwe, że mają zupełnie inne systemy wartości, inaczej wszystko odczuwają czy postrzegają? a kiedyś były tak do siebie podobne.

#4. byłam dziś na cmentarzu. może to trochę specyficzne miejsce na samotny spacer? a może jednak nie. przeszłam się alejką z malutkimi grobami dzieci. niektóre z nich żyły krócej niż tydzień. na wielu nagrobkach nie ma nawet imion. pomodliłam się przy jednym z takich bezimiennych, z brązowym, drewnianym krzyżem i starym zniczem. oby twoja duszyczka była w niebie. 

piątek, 5 października 2012

But I'm the one that's acting like I'm so strong. You're the one that's acting like nothing's wrong.

jesień nieodmiennie kojarzy mi się z przemijaniem. liście zmieniają barwy na ciepłą czerwień, pomarańcz i żółć, by skończyć jako brązowy nieład zalegający na chodnikach. ale czy to nie piękne? liście te tkwiły na drzewach przez okrągły rok, rozwijały się, by w końcu spaść. cykl ich życia zakończył się, wypełniły swe przeznaczenie.

nie chcę, by brzmiało to zbyt górnolotnie. czasami po prostu wydaje mi się, że martwa natura czy zwierzęta, potrafią cenić życie bardziej niż my. rośliny onieśmielające pięknem, czy ptaki śpiewającego każdego ranka z radości, że w ogóle się obudziły. a jak my celebrujemy dzień? narzekaniami i prośbą o jego zakończenie. bo jesteśmy pewni, że kolejny dzień z rzędu się nam należy. że zasługujemy na setki takich dni.

można powiedzieć, że rośliny czy zwierzęta, wspomniane wcześniej, nie rozumieją czym jest życie, że czas jest dla nich nieistotny, pusty. dla nich dni to nie godziny, tylko wschody i zachody słońca. ludzie mają swoje plany i zajęcia, punkty w trakcie dnia, które wypełnić muszą. ciężko znaleźć czasem czas na jakąkolwiek celebrację.

ale może można po prostu uśmiechnąć się do mijanej osoby, na chwilę oczyścić umysł i zapomnieć o problemach słuchając ulubionej piosenki czy nowej płyty dopiero co poznanego zespołu. może jesień powinna być dla nas czasem na to, by wszystkie negatywne emocje w nas uschły, byśmy na te zimowe miesiące stali się nadzy, na powrót jak dzieci. by wiosna, która w końcu przybędzie dała nam nowe spojrzenie na stare sprawy. nowe siły na nowe problemy.

piątek, 28 września 2012

We'll find another window with a different point of view.

już niemalże koniec września. jeden miesiąc szkoły prawie za nami. minął tak szybko, że nawet nie wiem kiedy. ale to dobrze. nie ma za dużo czasu na myślenie o tym, o czym myśleć się niekoniecznie chce. nauki dużo, spodziewałam się, że tak będzie. wszyscy ostrzegali jak to tragicznie będzie kończyć po południu, być w domu około 15, 16. ale wcale nie jest źle. czas można znaleźć na wszystko. tego przecież uczy nas dorastanie, tak? że im więcej do zrobienia, tym lepiej potrafimy to zorganizować i/lub zignorować obowiązki. na razie udaje mi się organizacja, na ignorowanie czas pewnie też przyjdzie.

doszłam do wniosku, że moje problemy mogą wynikać z tego, że zbyt wiele rzeczy mi się podoba, zbyt łatwo wszystko wzbudza we mnie ekscytację, zachwyt. może bycie zimnym wcale nie jest takie złe. ludzie, których zbyt łatwo rozpalić często płoną przez krótką chwilę, a potem nagle gasną. co zrobić by nie wypalić się zbyt szybko?

Cztery zasady by przetrwać szkołę/życie bez przedwczesnego wypalenia się.

#1. szukać. ciągle szukać czegoś, wszędzie. czegoś co może zainteresować, wzbudzić niechęć czy pobudzić wyobraźnię. skąd mamy wiedzieć kim chcemy być, jeśli nie szukamy? nie mogę znieść ignorancji ludzi, którzy mówią, że nie wiedzą kim chcą być, ale jednocześnie niczego nie szukają. stoją w miejscu i oczekują, że ktoś podyktuje im odpowiedź, prostą, składną i do tego niezwykle interesującą. czasami samemu trzeba odnajdywać odpowiedzi, a jeśli nie to chociaż małe, prawie niewidoczne znaki, co powinniśmy zrobić. lub czego robić nie powinnyśmy.

#2. angażować się. powiedzmy szczerze, nikt nie lubi chodzić do szkoły. każdy znajdzie choć jeden jej aspekt, którego nie może zaakceptować. nie zmienimy jednak tego, że przebywać tam musimy. może zatem najlepiej będzie uczestniczyć we wszystkim na 100% naszych możliwości? albo chociaż na 80%. w tym roku postanowiłam zacząć stosować tę zasadę do siebie. skupiać się również na matematyce, chemii, fizyce. choć to dla mnie trudne, to nie poddaję się.

#3. znaleźć odskocznię od stresu. każdy człowiek odczuwa stres w takiej czy innej postaci. mnie szkoła często kojarzy się tylko ze zdenerwowaniem i brakiem pewności siebie. ważne jest by nasze życie nie ograniczało się tylko do szkoły. bo przecież każdy z nas jest czymś więcej. jesteśmy przyjaciółmi, synami czy córkami, rodzeństwem. jesteśmy czyimś oparciem, motorem do działania czy nocnym koszmarem. a sposobem na relaks może być surfowanie w sieci, czytanie książek, picie kawy i czytanie magazynów o modzie. spotkania z przyjaciółmi czy spacer z mamą. przejażdżka na rowerze albo pójście na basen. trzeba tylko szukać. 

#4. zapomnieć o ludziach, którzy zapomnieli o nas. nie da się uczestniczyć w teraźniejszości wciąż tkwiąc w przeszłości. nie da się ruszyć do przodu jeśli wciąż jesteśmy związani z ludźmi, którzy karzą nam stać w miejscu. czasami trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i zostawić za sobą ludzi, którzy nie zasługują na drugą szansę. którzy nawet nie dostrzegają, że nas ranią. 

niedziela, 16 września 2012

Niedzielna Grupa Wsparcia.

#1. gdy byłam młodsza zdawało mi się, że moje tragedie trwać będą wiecznie, że nie przeminą. w miarę jak staję się starsza dociera do mnie, że zły nastrój może minąć następnego dnia. i powrócić kolejnego. że może nie być przy mnie zawsze, ale pewnie nigdy nie odejdzie zupełnie.

#2. tylu ludzi na świecie, a czasami zupełnie nie ma z kim porozmawiać. bo niby wszyscy słuchają i radzą, ale tak naprawdę myślą co zjedzą na kolację/ubiorą następnego dnia/ zrobią w weekend. przez większość czasu mam takie wrażenie.

#3. powróciłam do słuchania muzyki na 8tracks. przez wakacje udało mi się zebrać spory soundtrack piosenek na każdą pogodę i nastrój. na każdy szary dzień.

#4. ludzie którzy wiecznie czują się zaniedbani i niedopieszczeni muszą mieć bardzo mało pewności siebie i przekonania o swojej wartości.


poniedziałek, 10 września 2012

I wonder if the stars think we're beautiful too.

gdybyśmy tylko mogli kochać tych, których kochać powinniśmy. gdyby uczucia dowolnie można było przenosić z jednej osoby na drugą. i gdyby wreszcie inni dostrzegali nasze uczucia i przejmowali się nimi. gdyby ludzie nie byli zbyt egoistyczni, by patrzeć tylko na siebie, ale rozejrzeli się trochę dalej. gdyby.

w dzisiejszych czasach wszyscy tak bardzo chcą być "chciani". wystarczy spojrzeć na czaty, jakiekolwiek fora czy portale randkowe. pełno jest tam osób zdesperowanych, które pragną cudzej uwagi. to smutne, że trzeba szukać drugiej osoby za pomocą internetu, miejsca gdzie każdy może udawać kogokolwiek mu się spodoba. i wielu ludzi to robi. ubiera maskę, oczarowuje sobą jakąś samotną osobę, zabawia się i porzuca. takiego rodzaju okrucieństwa nigdy nie zrozumiem.

może jednak warto rozejrzeć się za kimś szczególnym w swoim własnym otoczeniu? lepiej znać osobę, dla której zamierzamy stracić głowę. może to mało romantyczne, a może właśnie to jest tak naprawdę istotą romantyzmu. obudzić się pewnego ranka i dostrzec "to coś" w osobie, w której do tej pory tego nie dostrzegaliśmy.

może jednak nie warto rozglądać się zbyt pilnie. może nie warto szukać z coraz większą desperacją na twarzy. może to co ma przyjść, przyjdzie.

czy to złe podejście brać od losu to, co się nam nawinie, to co nas napotka? oczywiście, trzeba walczyć o swoje marzenia i ideały, ale czasem czy nie lepiej pogodzić się z tym co na nas czeka? bo wierzę, że coś czeka, że coś jest dla każdego zaplanowane. trudno w to nie wierzyć, jeśli zdamy sobie sprawę, jak pozornie nieistotne wybory zaważyły na naszym życiu. co by było, gdybym wybrała inaczej? zapewne byłabym zupełnie inną osobą, zupełnie gdzie indziej. nie warto zbyt długo użalać się nad już podjętą decyzją.

mówią, żeby nie żałować działania, które choć raz dało nam powód do uśmiechu. chciałabym w to uwierzyć, może wtedy spoglądanie w przeszłość, we wspomnienia nie byłoby niejednokrotnie przykre. może wtedy byłoby radośniejsze i wywoływałoby błyszczące iskierki w oczach.   

 (c)- nadworny grafik paulina

niedziela, 9 września 2012

Niedzielna Grupa Wsparcia.

#1. nie warto za bardzo ufać ludziom, którzy na to nie zasługują. czasami nasze dobre intencje nie mają  żadnego znaczenia. lepiej mieć zaledwie kilku, ale naprawdę zaufanych przyjaciół. 
#2. niektórzy tak bardzo pragną miłości i zainteresowania ze strony drugiej osoby, że obdarzają uczuciami pierwszą osobę, którą napotkają.  czy to może się udać?

#3. moje ciało zaczęło się buntować
 przeciwko mnie. nie chodzi tylko o cerę i włosy pozostawiające dużo do życzenia, ale też bolące oczy. w związku z tym postanowiłam nieco wziąć się za siebie: nie piję napojów gazowanych, częściej wybieram rower i zamierzam biegać co sobotę rano. trzymajcie kciuki.

#4. piosenka "everybody but me" lykke li jest jak piosenka o mnie. ileż razy czuję się nie na miejscu, niezależnie od sytuacji. moje życie czasami to jak wielka impreza tematyczna, na którą zapomniałam się przebrać, albo dyskoteka kiedy ja marzę tylko o tym, by iść spaść. mam nadzieję, że w tym roku poczuję się bardziej na miejscu. gdziekolwiek. 

niedziela, 2 września 2012

Niedzielna Grupa Wsparcia.


#1. ostatnie dni spędzam na rozliczaniu się z minionymi wakacjami. kolekcjonuję te miłe wspomnienia i te niekoniecznie udane, by jakoś udało mi się przeżyć pierwszy tydzień szkoły.  

#2. cierpię na chroniczny brak motywacji i pasji do robienia niemalże czegokolwiek, choć czasami w środku nocy nachodzi mnie chęć na napisanie wiersza, zrobienie bransoletki czy dobranie ubrań na następny dzień.

#3. niedawno wypożyczyłam "kwiat pustyni". jako że film już obejrzałam będę miała porównanie. zanim jednak wezmę się do lektury chcę skończyć książkę, którą zaczęłam jakiś czas temu. z powodu początku roku szkolnego obawiam się, że w czasie może rozciągnąć się to "porównywanie książki do filmu".

#4. empatia to nie zawsze dobra rzecz, a czasami mimo, że wydaje nam się, że wiemy co ktoś czuje możemy być w błędzie. warto więc nie zakładać z góry, że ktoś nas lubi lub nie, bo możemy nie mieć racji.

#5. od paru dni przesłuchuję całą muzykę jaką pobrałam na dysk. po względnej selekcji obecnie na mojej liście na winampie znajduje się 1998 piosenek. definitywnie usunęłam taylor swift i lanę del rey. co będzie dalej? zobaczymy. 

wtorek, 28 sierpnia 2012

This is world that we live in, I feel myself get tired.

rozpamiętywanie przeszłości
zabiera tyle czasu 
planowanie przyszłości
zajmuje kolejne godziny
czasami budzę się w środku nocy
z braku lepszej pory
na przeżywanie teraźniejszości

dzisiejszy świat w dużej części składa się ze stereotypów. czasami są one raniące, potrafią zniszczyć czyjąś wiarę w ludzi. czasami jednak podbudowują one czyjąś opinię o sobie, dają zastrzyk pewności siebie. prawie na każdym kroku spotykamy się z opiniami ludzi opartych na czyimś wyglądzie:

  • jest ładna więc musi być wredna i głupia/ miła i mądra
  • ma drogie ciuchy więc jest pusty
  • twoja znajoma się maluje? na pewno jest plastikiem
  • moda cię nie interesuje? w takim razie ubierasz się beznadziejnie 
  • ruda? na pewno wredna

ale nie tylko wygląd jest tematem stereotypów. mogą one dotyczyć wszystkiego, również zachowania.

  • uśmiecha się jak idiotka, bo nie ma nic ciekawego do powiedzenia 
  • nie patrzy w oczy, na pewno jest fałszywy
  • co on w niej widzi? przecież jest beznadziejna 
  • ma dobre stopnie? na pewno tylko dzięki szczęściu 

zastanawiam się jak podchodzić do stereotypów, jak sobie z nimi radzić. czy wierzyć temu, co o kimś mówią ludzie, oczywiście z wiarygodnego źródła, czy wszystko brać pod znak zapytania. to trudne i chyba nigdy nie stanie się łatwiejsze.

jak na razie zamierzam do wszystkich tych 'pewnych' informacji podchodzić na trzeźwo. opinie ludzi często są podyktowane emocjami, zazdrością, sympatią czy niechęcią. trzeźwość zapewne minie gdy sama stworzę stereotyp o kimś kogo widziałam po raz pierwszy, a będę widywać przez kolejne dziesięć miesięcy.

(c)paulina- nadworny grafik

sobota, 25 sierpnia 2012

Part of not being a self-centered asshole, is doing things with your friends even when you don’t want to.

czy lato za oknem zmierza ku końcowi
niemalże go niezaznałam 
czekając z lękiem
z mapą i zapałkami
planując przyszłe wędrówki w przeszłość

czy to już nagie drzewa za oknem
czy tylko naga teraźniejszość

słońce miesza się z deszczem, płynnie przechodząc w szare dni i jeszcze bardziej szare wieczory. trochę czekam kiedy będzie można nosić długie szale i ciepłe swetry, ale trochę żal szortów i spódnic wkładanych bez rajstop. niedługo wrzesień. kiedy to minęło?

w tym tygodniu częściej przemieszczałam się miejskimi środkami transportu. to strasznie relaksujące, wygodnie oprzeć się na fotelu i wsłuchać w szum jazdy. o ile kierowca należy do ludzi spokojnych i nie hamuje jak szaleniec dziesięć centymetrów przed przejściem dla pieszych. marzy mi się kiedyś jechać gdzieś, tak bardzo daleko z kimś, kto dobrze prowadzi samochód, po drodze zasnąć i obudzić się na drugim końcu świata.

prawdziwa siła 
tkwi w tych dorosłych oczach 
które czasami widuję 
na twarzach dzieci
które musiały dojrzeć
zanim zrobili to ich rodzice

usiłuję robić jakieś podsumowanie wakacji. czy zrobiłam to co planowałam (spotkanie z andie w krakowie, coke live, parę nocowań, parę miłych wycieczek rowerowych, sesja fotograficzna, renowacja pokoju), czego nie zrobiłam (szaleństwa w rodzaju szesnastolatek z mtv). zbieram też plany na przyszłość, choć z tym wydaje się gorzej. wszystko to jest chyba jeszcze zbyt mało wyraźnie i jasne, by było nad czym myśleć.

tysiące stóp odbitych w błocie 
podeszwy butów tak bezosobowe
a jednak osobiste 
puste kubki przeszłościowo użyte 
przyszłościowo bezużyteczne 
pozostawione obok odcisku buta
i zgubionej bransoletki

ale może na plany jest jeszcze czas. może do studiów mam jeszcze parę lat i parę nocy na przemyślenia. może nie muszę już teraz, tydzień przed rozpoczęciem roku, wiedzieć gdzie będę za pięć lat. lub za pięć minut.   

(c)paulina- nadworny grafik

czwartek, 16 sierpnia 2012

The sun is always in my eyes, it crashes through the windows.

dzisiejsze inspiracje przynoszą z sobą ostatnie podmuchy letniego wiatru i delikatny oddech jesieni.  pory roku, którą można dostrzec coraz częściej wokół nas i to nie tylko w sklepach z ubraniami gdzie króluje kolekcja jesienno-zimowa.






jesień przynosi z sobą moc kolorów, czerwieni, złota, brązu. zabiera nam jednak kwiaty w rozkwicie, czy wieczory spędzane w zaciszach ogródków. jesienne spacery są jednak piękne, kiedy przemierzamy ulice otuleni ciepłymi materiałami.





przytulne przestrzenie wpływają dobrze na nasze samopoczucie, które przy obniżonej obecności słońca jest narażone na spadki. ważne, by czuć się dobrze w swoich czterech kątach, nie ważne czy zagraconych czy sterylnie czystych.




miłość na jesień jest równie dobra jak ta na wiosnę. ostatnio dużo o tym myślę (i rozmawiam z pewną osobą), ale wnioski na razie są jedne: nie warto szukać na siłę i obdarzać uczuciami pierwszej napotkanej osoby, która poświęca ci uwagę.





moda i uroda jest tym co poprawia mój nastrój zawsze. to po prostu miłe otaczać się ładnymi rzeczami, takimi na które dobrze się patrzy nawet jeśli są one tylko na zdjęciach. moje niespełnione marzenie to pracować kiedyś w magazynie o modzie. już wyobrażam sobie vogue'a przyjmującego mnie z otwartymi ramionami.



na koniec kawa. jeszcze mrożona na gorące dni, których mam nadzieję, będzie bardzo wiele i już filiżanka tej w gorącej wersji, by żaden jesienny wiatr nie był nam straszny.

pozdrawiam.

wtorek, 14 sierpnia 2012

"Love of beauty is Taste. The creation of beauty is Art.

niektórzy ludzie są jak kluczowy element stroju, nowa spódnica czy modny sweter. tworzą cały look, sprawiają, że ma w sobie coś wyjątkowo urzekającego. inni są jak dodatek, mały pierścionek czy niepozorny szal. mogą jedynie tkwić w cieniu, uzupełniając całość lub próbując się dopasować.

widziałam kiedyś cytat, w którym była mowa o tym, że nie jest tak, że nie lubię tego jak wyglądam; czuję się po prostu jak taki dodatek, czy lampa w koncie pokoju. wchodzący oczywiście ją dostrzegają, ale nie zastanawiają się nad nią zbyt długo. prześlizgują po niej wzrokiem i odchodzą.

na nastolatkach tkwi duża presja wyglądu, sposobu bycia. chcą być oryginalne, ale nie chcą odstawać. chcą się podobać, ale chcą być sobą. tak wiele pragnień, a tak niewiele szans na ich urzeczywistnienie. bo niektórych rzeczy po prostu nie da się zmienić, twoje oczy nie zmienią koloru, nie urośniesz 20cm, nie schudniesz 10kg w tydzień. nie staniesz się obyta i wyluzowana w jeden dzień. że już nie wspomnę o włosach, które rosną tak koszmarnie długo.

chcemy naśladować to, co wydaje nam się ładne, wartościowe. ileż razy zastanawiamy się "dlaczego ja nie jestem nią/nim?". przyjaciel wysłał mi niedawno 'psychologiczny fakt'. jeżeli widzimy ładną osobę od razu utożsamiamy ją z cechami pozytywnymi. w naszej głowie maluje się obraz miłej, zabawnej, wyrozumiałej osoby. i to tylko dlatego, bo ma ładną twarz lub coś przyciągającego uwagę.

trudno jest żyć w takim świecie. tam gdzie wszyscy porównują się ze wszystkimi i zazdroszczą sobie wszystkiego trzeba znaleźć złoty środek. umieć przyznać, że ktoś jest miłą, a nie tylko ładną osobą, pochwalić czyjś strój czy po prostu pogodzić się ze swoją nieśmiałością. w stylu i zachowaniu innych można odnaleźć inspirację, nie tylko zawiść.

spector- chevy thunder

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

i think i'm going to disappear for a while.

kiedy przestąpisz próg mojego domu zobaczysz przedpokój bez dywanu, za to z odciskami butów i stóp. łazienkę bez drzwi, lustra czy jakiejkolwiek półki. poważnie rozważam czy po remoncie wieszać lustro z powrotem.

za pierwszymi drzwiami po lewej jest mój pokój. ale uważaj!, zrób duży krok bo podłoga jest świeżo pomalowana. tak jak i ściany, jedna w innym kolorze niż pozostałe. nie ma tam zbyt wielu mebli, poza szafą, do której nie mogę dojść. nie oczekuj, że będę pięknie ubrana, wkładam pierwsze co mam pod ręką. prawie.

śpię w pokoju rodziców, w którym zresztą nie ma drzwi balkonowych. jako dziecko marzyłam o biwakowaniu, namiotach, spaniu w lesie. od dwóch nocy śpię na ziemi, pobolewa gdzieniegdzie. ale jeszcze parę takich nocy mnie czeka.

w miarę naprawiania i wymiany poszczególnych części mojego domu, znajdują się kolejne wymagające naprawy. stres i nerwy, byle do końca. a efekt będzie powalający.

czekam by ściana była sucha, wtedy wokół kontaktu nakleję welurowego kwiatka. będąc młodsza nie miałam tak dziewczęcego pokoju jak teraz. może to głupio z mojej strony, powinnam była pewnie wybrać stonowany beż, czy spokojny błękit, ewentualnie pokusić się o intensywną zieleń. ale nie, ja wybrałam wrzos i jasny fiolet, który w rezultacie jest niemalże różowy. i wiesz co? lubię to. nadrabiam lata gdy chciałam być chłopcem.

ed sheeran- small bump

wtorek, 31 lipca 2012

i dare you.

ostatnimi czasy kina szturmuje nowy spiderman i kolejna część batmana. i mnie nie ominęła ta fascynacja i postanowiłam pójść na oba filmy. brat śmieje się ze mnie, że staję się jak typowy nerd, kochający komiksy.

pytanie numer 1.:
czy istotnie staję się nerdem, który kocha postacie z komiksów?

niekoniecznie. choć oba filmy przypadły mi do gustu, to nie mogę nazywać siebie fanką. choć spidermana na pulpicie lubię mieć.

pytanie numer 2.:
co decyduje o takiej popularności komiksowych postaci?

w dzisiejszym świecie potrzebujemy idoli, kogoś kogo możemy podziwiać. superbohaterowie są do tego stworzeni. bo jak nie kochać kogoś, kto pomaga potrzebującym bez chęci zysku, kogoś kto pod przebraniem strzeże bezpieczeństwa tych, którzy sami nie mogą go sobie zapewnić, a w końcu kogoś kto powala tężyzną fizyczną i wyglądem? bo bądźmy szczerzy i on ma znaczenie.

w dzisiejszym świecie potrzebujemy pewności, że jest ktoś, kto nas ocali. i choć wiemy, że spiderman czy batman to raczej postaci bajkowe, jak włóczykij czy robin hood, to miło byłoby kiedyś spotkać kogoś takiego na ulicy. i poprosić o autograf.

superbohaterowie są normalnymi ludźmi, którzy czynią rzeczy nadzwyczajne. są silni, pewni siebie i odważni. to tych cech pragniemy najbardziej. zadziorności i jasnego celu w naszym życiu. pragniemy w codziennej rutynie pozostać oryginalni, pragniemy mieć sekret, który czynić nas będzie kimś absolutnie wyjątkowym.

ale może prawdziwym powołaniem superbohatera jest po prostu pomoc innym. wyostrzanie tych najbardziej szlachetnych cech, które przecież posiada każdy z nas. superbohaterowie codziennie walczą ze swoją ciemną stroną, z którą my również musimy walczyć, by przeć do przodu. i może to właśnie każdego z nas czyni superbohaterem na miarę XXI wieku.

ed sheeran- the a team

wtorek, 24 lipca 2012

I took the stars from our eyes, and then I made a map.

oboje już nie śpimy, ale udajemy przed sobą, że tak jest. czasem się przeciągnę, a ty na moment otworzysz oczy. nie patrzymy na siebie, to za dużo. już dawno przestałam przyglądać się twojej twarzy na dłużej. kiedy utrzymujemy kontakt wzrokowy czuję jak zapadam się w sobie. nie zawsze. ale nocą tak.

jest taki moment przed zadzwonieniem budzika, kiedy chcę odwrócić się do ciebie twarzą i otworzyć oczy, by patrzeć jak śpisz. jak udajesz. chcę wyciągnąć rękę i cię objąć. mogłabym położyć głowę na twojej piersi i dalej udawać senność. rozważałam to zbyt długo strofując się i chwila mija. budzik odziera nas z pozorów.

wyrzucasz mi czasami, że nie opowiadam o sobie. że godzinami mogę snuć monologi o muzyce, książkach, filmach i kosmetykach, zamiast mówić co czuję. może tak jest, bo ja sama przestałam słuchać gdy inni opowiadają o sobie. zaczęło się niewinnie, od paru uwag puszczanych mimo uszu. ze strony różnych osób. teraz po kilka razy wszyscy muszą powtarzać mi to samo, a mimo to, często nie pamiętam o czym rozmawialiśmy wczoraj.

żyjemy razem, ale obok siebie. dzielimy jakąś część naszego życia z kilkoma osobami często zaledwie egzystując obok siebie. słuchamy się, ale tylko czasami, kiedy nic ciekawszego nie ma do roboty. razem płaczemy, ale jesteśmy wtedy sami, oddzieleni. nasze łzy mogą tworzyć jedną, ale my nigdy nie stworzymy z nas jednego.

ale może nam to wystarczy. dzielić jedną myśl na sto, wyjść razem na miasto od czasu do czasu, pogadać o niczym. może nie musimy znać swych dusz na wylot, by wiedzieć o sobie wystarczająco dużo. może będziemy się wspierać zawsze, a może nie. ale póki istnieje dzisiaj, jestem tutaj. i ty też.

arrmor for sleep- the truth about heaven

piątek, 13 lipca 2012

Lately when the sun falls down in LA, it’s the summer of our love.

wczoraj wracając wieczorem od przyjaciółki naszedł mnie ten typowo rzewny nastrój. człowiek, no dobrze ja, czasami tak mam, że dumam nad wszystkim. był już wieczór, jeden z tych ciepłych i miłych, typowo letnich. zawsze wtedy chce mi się uśmiechać gdy widzę na niebie czerwień, pomarańcz czy fiolet zachodzącego słońca. coś tak pięknego dzieje się w górze, a tak wielu ludzi tego nie widzi, bo ich oczy wpatrzone są w chodnik. zrezygnowane śledzą załamania w kostce brukowej.

a gdyby tak zerknąć w górę? zapatrzyć się na kołującego ptaka, chmurę o zabawnym kształcie? spojrzeć na zieleń roślinności, przejeżdżające samochody? na przechodniów po drugiej stronie ulicy?

niebezpiecznie zbliżam się do tematu poprzedniego postu, a tego na razie nie chcę. z moich rozmyślań bowiem wynikło coś innego. wracałam od przyjaciółki, osoby, która będzie ze mną gdy jej potrzebuję. już jest. i nie musimy pisać i rozmawiać z sobą przez cały czas, by wiedzieć, że zawsze będziemy się wspierać. czego ona o mnie nie wie... czasami zastanawiam się, jak to jest, że mimo wszystko dalej chce ze mną przebywać.

to ważne by cenić przyjaźń. niby od zawsze się o tym wie, ale może zbyt rzadko mówimy o tym głośno? wielu ludzi w dzisiejszym świecie wszystkich nazywa swoimi przyjaciółmi. ja nie mam tego w zwyczaju zarówno jak ludzie, których uważam za takowych. to słowo ma w sobie coś wyjątkowego, podobnie jak kocham, które rzucane bez ustanku traci sens.

środa, 11 lipca 2012

it's better to feel pain, than nothing at all.

wszyscy ludzie pragną szczęścia. dla jednych jest ono uśmiechem na twarzy ukochanej osoby, dla innej dużo pieniędzy, zagraniczny wyjazd, pomoc potrzebującym. szczęście dla każdego jest czymś innym. często patrząc na kogoś innego z zazdrością myślimy o tym co ma. jesteśmy pewni, że żyjąc jego życiem bylibyśmy absolutnie szczęśliwi. nie dostrzegamy jednak tego, co radosnego i wartościowego ma w sobie nasze życie. tak jest łatwiej prawda? ileż razy dziennie myślimy "jestem samotny, nikt mnie nie pokocha, moje życie to porażka".

80% naszych myśli jest negatywna. to zastraszające jeśli się nad tym zastanowić. tak łatwo przychodzi nam zawiść do drugiej osoby, ale już docenić czyjąś pracę i talent przychodzi nam o wiele trudniej. a gdyby idąc ulicą po prostu się uśmiechać? zrobić jakiś mały, zupełnie drobny, dobry uczynek? niewinny akt dobrej woli wobec kogoś kogo niekoniecznie lubimy? łatwo to brzmi gdy się o tym pisze. o wiele prościej jest kogoś obgadać, oczernić niż znaleźć w tej osobie pozytywne cechy. sama często łapię się na tym, że dostrzegam w ludziach tylko złe cechy. ale postanawiam sobie, że będę to zmieniać.

z okazji rozpoczęcia przeze mnie nowego etapu w życiu, jakim jest nowa klasa, podczas poznawania nowych osób będę się uśmiechać i starać angażować. o każdej z tych osób chcę zebrać pozytywne odczucia. i mówiąc "każdej" mam na myśli wszystkie 27.

są wakacje. czas na który większość z nas czekała z takim utęsknieniem. po co psuć ten czas negatywnymi myślami, nienawiścią do innych, swojego miejscowości, życia? czy nie lepiej iść na długi spacer, przejażdżkę rowerową, spotkać się ze znajomi i śmiać w głos? aż wszystkie negatywy wyjdą z nas i pozostanie tyko radość. choć przez tę krótką chwilę.     




 

sobota, 7 lipca 2012

the "earth" without "art" is just "eh".

w dni gorące jak ten, mam ochotę jedynie siedzieć z mrożoną kawą w ręku i gapić się przed siebie. czasami zerknę w niebo, nierzadko nieskazitelnie błękitne i zastanowię się, czy ktoś, gdzieś również w nie patrzy. może potrzebujesz rady? pomocy? jestem. 

#1
czy już tkwimy
w tym wiosennym zapomnieniu
wśród zapachów smaków i dotyku
oddechem zapełniamy dziury w duszy
a kwiatami zatykamy uszy

czy już odszedł 
cień zimy z naszej głowy 
czy już roztopiły się serca
a ze snu obudziły płuca

niech jaskółka przyszłości
zwiastuje wiosenne poranki
by każdy z nich przynosił nadzieję

#2
pragnę ucieczki jak powietrza
lecz nigdzie nie widzę krat
czasami nie mogę się poruszyć 
choć nie krępują mnie łańcuchy 
to tylko te spojrzenia i oddechy
uderzają we mnie jak kamienie
wszyscy są bez winy
w świecie bez kar

#3
nic nie trwa wiecznie
pośród zmienności pogody 
dni i pór roku
nic nie jest wieczne
tam gdzie jutro
wypiera dziś
nic wiecznie nie pozostaje
w naszej pamięci
jeśli modlimy się o zapomnienie 

#4
oni wszyscy biegną
kiedy ja chcę stać
krzyczą i rozbijają szkło
gdy szept zamiera we mnie
kwiatami zdobię ich noże
by osłodzić krew
oczami śledzę siatkę żył
pod papierową skórą
jeśli dobrze się przyjrzeć 
widać tam serce
czasami bije




czwartek, 5 lipca 2012

you don't need a car if you have a bike.

rower był czymś o czym dyskretnie marzyłam już od zeszłego roku. czy może być coś lepszego niż wieczorne przejażdżki ze słuchawkami na uszach? rower ma jednak również praktyczne strony: wszędzie możesz dostać się znacznie szybciej niż pieszo. dostrzegałam jedynie plusy tego przedmiotu.

w zeszłym roku jednak nie udało się spełnić tego skrywanego życzenia. powody były różne, te podawane przez rodziców i te przeze mnie. nie warto jednak płakać nad rozlanym mlekiem. niemniej, na zakończenie tego roku szkolnego powiedziałam stanowczo czego oczekuję za moją roczną tyradę szkolną.

tym razem rodzice zgodzili się, bez żadnych zastrzeżeń. moja radość zdawała się nieopisana. od momentu gdy bordowo-czarny rower pojawił się na moim podwórzu niemal każdą chwilę wykorzystywałam, by gdzieś się na nim wybrać. codziennie przemierzałam te trasy, które widziałam w wyobraźni już rok temu. nieodzowne słuchawki na uszach bardzo mi te trasy umilały.

aż do dziś żyłam w świecie marzeń, idyllicznej wizji mnie i roweru. bo jak widać ta para nie ma przyszłości, a sam rower wady również ma. boleśnie przypomina mi o tym rozbite kolano, świecące czerwienią i rażące wypukłością. kochany rowerze, dlaczego?!

środa, 27 czerwca 2012

Sa takie miejsca i takie czasy, kiedy bycie nikim przynosi wiekszy zaszczyt niz bycie kims.

w trzeciej gimnazjum wychowawczyni pytała do jakiej szkoły się wybieramy. wielu uczniów z dumą mówiło "liceum", a ona z zadowoleniem zapisywała to w swoich papierach. kiedy jednak ktoś powiedział "technikum" zaczynały się pytania. dlaczego?, powinieneś walczyć o swoją przyszłość, nie marnuj swych zdolności. tak jakby tylko ludzie po liceum prezentowali coś sobą.

dlaczego tak jest? w wielu miejscach polski liceum nie jest żadnym wyznacznikiem inteligencji. ludzie idący do technikum wcale nie uczą się źle, wcale nie są zniechęceni do szkoły i nauczycieli. dlaczego więc wciąż jest gdzieś to przeświadczenie, że tylko liceum się liczy?

mówi się, że wykształcenie daje w dzisiejszych czasach możliwości zarobku, dobrej, godnej pracy. jaka jest to jednak praca? siedzenie za biurkiem i wstawanie co rano z nienawiścią na twarzy? czy nie lepiej zajmować się tym, co się kocha, nawet jeśli nie jest to uważane za dobry zawód?

jestem naiwna, tak, wiem. obecnie nie da się wykonywać zajęcia, które się kocha i mieć za co żyć. jest to chyba jednak wskazówka dla nas. coś musi być nie w porządku jeżeli musimy robić coś, czego robić nie chcemy, jeżeli robimy to z przymusu.

musimy zmienić nasze myślenie. nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy szufladkują innych ze względu na wykonywany zawód. nauczycielka, która za poniżający zawód uważa pracę na kasie w sklepie? czym różni się od osoby wykonującej ten zawód? obie uczciwie pracują by mieć za co żyć. w niczym nie jest od niej lepsza. a za taką zdaje się uważać.

proszę tylko bym za 10 lat nie obudziła się rano z myślą "nienawidzę swojego życia i tej cholernej roboty". 

Noah and the Whale - L.I.F.E.G.O.E.S.O.N.


poniedziałek, 25 czerwca 2012

Inspiracje.

każdy je ma. mniejsze lub większe, ale wypływają na nasze postrzeganie świata, to co lubimy, a na co nie możemy patrzeć. ważne by inspirować się każdego dnia. wystarczy dokładnie rozejrzeć się wokół siebie. jest to naszym motorem do działania, czymś co każe nam przeć do przodu. w moich inspiracjach są miejsca, przedmioty, ludzie, muzyka. bo i może być nią absolutnie wszystko. ważne by pobudzało wyobraźnię i twórcze myślenie.

















wtorek, 19 czerwca 2012

All the emptiness inside you is hard enough to fill.

ostatni czas był dla mnie pełen wyjazdów. niemcy, francja, warszawa, auschwitz. po raz pierwszy w życiu zwiedziłam tak wiele, w tak krótkim czasie. związałam z tym wiele przemyśleń, zawsze tak jest, emocje wyzwalają to we mnie. niemcy będą kojarzyć mi się teraz z ogromnymi, zielonymi przestrzeniami przecinanymi kilometrowymi drogami bez chodników czy latarń po bokach; z wielkimi słupami wysokiego napięcia.

będziemy leżeć na miękkich obłokach traw
wdychać zapach ziemi 
rosa zwilży nasze policzki
maki przyozdobią włosy 
nad naszymi głowami 
ogromne słupy wysokiego napięcia 
toną w morzu zieleni 

byłam w stolicy naszego kraju po raz pierwszy. przytłaczał mnie ogrom tego miasta, ale i jego pustka. wszyscy ci ludzie spieszący dokądś. czy mają do kogo wracać?
architektura miasta niespecjalnie mnie do siebie przekonała. może jestem tradycjonalistką, ale wolę budynki z duszą, w starym stylu. dlatego urocze, francuskie kamieniczki zdecydowanie bardziej do mnie przemawiają. że już nie wspomnę o tamtejszych mostach czy kościołach.  

z lęku przed wolnymi przestrzeniami
budujemy szklane wieżowce do gwiazd
w ich krystalicznej powierzchni
odbijają się nasze twarze
nierzadko puste i odpychające
iglice drapią po brzuchu chmury
a one płacząc ze śmiechu
kąpią nas w deszczu 

wizyta w auschwitz dobitnie przekonała mnie, jak w dzisiejszych czasach nie szanujemy życia. żyjemy nieraz na zupełnej krawędzi śmierci i życia. sami się zabijamy. niszczymy to co jest nam pierwotnie dane. ci ludzie, umierający tam, nie mieli nawet tego. musieli walczyć nie tylko z ciemiężcami lecz również ze sobą nawzajem. o ten skrawek życia, który tlił się w oczach nielicznych.

imagine dragons- round and round

piątek, 25 maja 2012

póki oddycham, nie trace nadziei.

coraz dłużej jest teraz jasno i ciepło. słońce robi z niebem co mu się podoba, barwi je na fiolet, róż, złoto. to takie piękne. iść z głową zadartą wysoko do góry i patrzeć na kołujące ptaki. ciekawe jak to jest wzbić się tak wysoko, ponad głowami i dachami, dziesiątki metrów od kwiatów i traw. musi to być niesamowite uczucie, ale też przynosić z sobą bezdenną samotność.

a czas tak szybko leci. jeszcze niedawno szłam na rozpoczęcie roku szkolnego w pierwszej klasie, a niedługo zakończenie trzeciej. co się zmieniło przez te lata? chciałabym powiedzieć, że zmieniłam się ja. nie wiem, czy to zmiana na lepsze. sama pewnie nie rozsądzę tego we właściwy sposób. ale ludzie, których poznałam przez ten czas, wiem że nigdy ich nie zapomnę.

o to chodzi prawda? pamięta się momenty, emocje, chwile. kontekst kilku sekund. dni, godziny, tygodnie czy miesiące gdzieś znikają. w końcu przecież i tak pamięta się to, co było dobre. i ja też chcę pamiętać beztroski śmiech, pisanie smsów przez pół nocy, zaczytywanie się w kolejnych powieściach, wyjazd nad morze, imprezy, taniec na boisku, tegoroczną wigilijkę klasową, przerwy między lekcjami kiedy siedzieliśmy razem żartując z głupot. ta beztroska nie może się skończyć, w moim sercu będzie trwać.

#1
głęboko w sercu trzymać
zapach deszczu
powiew letniego wiatru
śmiech smak czekolady
każdy pierwszy raz
horyzont nad morzem
i kołującą mewę
temperaturę łez nad ranem
dłoń w cudzej dłoni
smak ust
bukiet kwiatów
najgłębiej w sercu ból
by doceniać szczęście  

 
#2
na koniec będziemy się śmiać
aż pociekną nam łzy
inne niż te zdmuchiwane przez wiatr
wchłaniane przez
deszcz
słodsze niż nicość naszych łóżek
pustka naszych głów
będziemy się śmiać
aż zabraknie nam tchu
bo to już koniec
nie ma się czego bać
krzyk wyzwoli nasze serca
wieczorami będziemy żałować przeszłości
i wspominać stare łzy
 


#3
gdybyśmy byli gwiazdami na niebie
codziennie spadałyby nas tysiące
wśród deszczu i rosy
odbijałby się nasz blask
zbyt jaskrawy za dnia
nocą pieści jasnością
przeczesuje włosy i całuje w nos
jako gwiazdy mrugalibyśmy
do dzieci na dole
by wytrwały w świecie
bez marzeń


david shurr - ready


środa, 16 maja 2012

i'm not brave any more, darling.

budzisz się codziennie rano i wstajesz z łóżka. czasami je ścielisz, czasami nie. wyglądasz za okno i popijasz kawę/herbatę by odegnać resztki snu, które i tak snują się za tobą przez cały dzień. o czym myślisz jedząc śniadanie? a może nie lubisz jeść rano? już się tego nie dowiem.
idziesz do pracy/szkoły. mijasz dziesiątki ludzi, każdego dnia. czy myślisz nad tym gdzie zmierzają? czy mają gdzie pójść i po co tam idą? trzymają ręce w kieszeniach, wzrok wlepiony w chodnik lub jakiś niejasny punkt przed nimi, ze słuchawkami na uszach lub bez. idą. bo stworzyli ich z nogami i potrzebą zdobywania więc nie sprzeciwiają się temu.
parę godzin w środku dnia. tkwisz przy biurku wyglądając wciąż za okno. pada czy świeci słońce? dużo zieleni na zewnątrz, a może szary kamień kolejnego budynku? wykonujesz swoje codzienne obowiązki, ze szczątkowym zainteresowaniem, każdego kolejnego dnia. zastanawiasz się, co będziesz robić po powrocie do domu, wieczorem, w weekend. snujesz plany na przyszłość, której nie da się przewidzieć, lecz ty wciąż to robisz. zapisujesz scenariusze na kilka dni do przodu, czasem dalej. byle przeżyć te kilkanaście minut do przerwy na lunch/przerwy między matematyką i polskim.
pozdrawiasz mijanych znajomych. jacy oni radośni, uśmiechnięci. z czego się tak cieszą? ich życia są tak proste i nieskomplikowane. w głowie przeklinasz swój własny bałagan.
popołudnia mijają szybko. kilka godzin odpoczynku zapełniasz czymkolwiek i wieczorem myślisz, co robiłeś przez cały dzień. co zrobisz jutro? dzisiaj już prawie przeżyłeś.
kiedy bierzesz prysznic starasz się zmyć z siebie ten dzień. niech jego resztki znikną w kanale, odejdą w zapomnienie. bo i co zdarzyło się dziś szczególnego? zapewne nic odpowiesz, ale poczekaj chwilę.
obudziłeś się rano. to już coś, nie odszedłeś samotnie we śnie. wypiłeś kawę/herbatę, zjadłeś śniadanie. dbałeś o siebie za pieniądze, które zarabiasz swoja pracą/troską twych rodziców. bezpiecznie dotarłeś do pracy/szkoły i zniosłeś ten dzień. nie ważne jak ciężki czy męczący byłby. jutro może być lekkie i rześkie.
a nocą gapisz się w sufit. myśląc, co będzie jutro.

czwartek, 10 maja 2012

destroy everything you touch.

niszczyć wszystko co tylko ma się w zasięgu wzroku. związki, przedmioty, relacje. poddawać wszystko suchej ocenie i unicestwiać. czasami kiedy jestem zmęczona i oczy zamykają mi się same, zastanawiam się dlaczego serce tak szybko mi bije. co jest powodem strachu czy zdenerwowania. kolejny sen, kolejny koszmar? a może to świat jest koszmarem?

lubię kiedy przyroda budzi się do życia, robi się zielono i ciepło. wtedy jakoś łatwiej się uśmiechać i ignorować to, co się nie udaje. małe kwiatki na drzewach są takie piękne. szkoda, że są tylko stanem przejściowym przed zawiązaniem owocu. ale to tak, jak bycie nastolatkiem, prawda? to tylko okres przejściowy przez byciem dorosłym. nikt jednak nie gwarantuje, że wyrośnie z nas piękny, soczysty owoc.

ostatnio gdy stałam na światłach, na przejściu dla pieszych, po drugiej stronie ulicy dwie dziewczyny trzymały się za ręce. może to wina małomiasteczkowości, ale od razu zastanowiłam się czy są razem. ładnie wyglądały, były takie radosne. pomyślałam, że chciałabym żeby okazało się, że są parą. to byłoby pokrzepiające, wiedzieć, że gdzieś ktoś jest szczęśliwy w związku. choć jest kilka udanych wokół mnie, to wciąż wydaje się, że większość jest bezwartościowa. w tym świecie pełnym nienawiści i cielesności, ja chciałabym po prostu się zakochać. bez pamięci, w całkowicie niewinny i dziecinny sposób. ale nie rozglądam się. wolę nie patrzeć na boki. bo czasami kiedy wypatruje się czegoś, coś innego przechodzi nam koło nosa.

#1
może tak ma być
że jest ciężej zamiast lżej
rany otwierają się zamiast goić
serce zamienia w kamień
zamiast słać kocham w świat
łóżko staje się niewygodne 
a nasze ręce obce
deszcz zaczyna kapać nam z oczu
żywimy się duchami obietnic

może tak ma być
że już nie wiadomo co to miłość
a wszyscy mówią za dużo

#2
błogosław twe oczy
które dały poznać ci
smutek i radość
wychwalaj uszy
dzięki którym znasz dźwięk
śmiechu i płaczu
kochaj ręce
one pokazują ci
przemoc i delikatność
uwielbiaj skórę i kości
które chronią twe wnętrze
i krew wrzącą w żyłach
nie dającą ci przejść obojętnie
obok życia

#3
pozornym odbiciem
oświetlamy wnętrza
uciekamy od pustych przestrzeni
naszych ciał
w naszych głowach
nie ma przywiązania emocji
krew wyparowała 
a kości strawił strach
teraz na nowo
wprawiamy obiegi w ruch
bo chcemy trwać żyć
pomimo huraganów suszy i powodzi

pozdrawiam.

vampire weekend- run

czwartek, 5 kwietnia 2012

Under the green umbrella trees, in the middle of summer.

deszczowe dni mieszają się z tymi pełnymi słońca i ciepła. śnieg wygląda zza rogu, zima jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa. choć niemalże nikt już jej tutaj nie chce, ona walczy resztkami swoich mroźnych podmuchów. pączki na drzewach i krzewach napełniają serce wiarą na rychłe zwycięstwo wiosny. czekam. marzę o dniach pełnych ciepła i słońca kładącego się na moich ścianach. niech razi, niech oślepia. niech ogrzewa skostniałe po zimie serce.

lubię tak sobie siedzieć w ciepłe dni nad stawem. słońce przegląda się w wodzie, rozlewając złoto na jej powierzchni. drzewa odbijają się w spokojnej tafli, wygląda to jak drugi świat pod spodem. jest tak cicho, tylko ptaki śpiewają, a wędkarze łowią ryby. można usiąść na ławce lub trawie i z zamkniętymi oczami chłonąć to, co wkoło. miło byłoby czasami usiąść tam z kimś, kto wzbogaci ten widok sobą. chociaż tej osoby, z którą tam bywam nie zamieniłabym na inną.

jest coś magicznego, romantycznego w tradycyjnych listach. lubię patrzeć na charakter pisma, na kształt liter i długość zdań. w takich listach widać emocje, uczucia. nie zastąpi tego żaden elektroniczny sposób komunikacji.

połowa połowy ciebie
lśni bardziej niż cała ja.
boję się, że pewnego dnia,
obudzę się wypalona.
to ty zabrałeś 
te gwiazdy z wnętrza mnie,
ten pył z mych oczu.
ty rozjaśniłeś widzenie
niszcząc magię wokół.    

the black keys- these days 

sobota, 31 marca 2012

serce daremnie chce zrozumiec, gdzie nie ma nic do rozumienia.

napisałam kiedyś, że rzadko robię to, co jest dla mnie dobre. dziś wiem, że tak jest na pewno. dlaczego? obiecałam sobie, że będę tutaj pisać, a jak widać nie robiłam tego. mam nadzieję na zmianę.

trochę się działo przez czas kiedy nie trafiałam tutaj. dużo myślę nad wyborem szkoły, powodami by tkwić tam gdzie jestem, a tymi by odciąć się od tego raz na zawsze. plusy równoważą się z minusami, a w dodatku ciągle przybywa i jednych, i drugich. kto wymyślił, że o swej przyszłości mamy decydować kiedy nie wiemy zupełnie nic? kolejny raz opanowuje mnie melancholia gdy widzę dzieci bawiące się beztrosko. dla nich świat jest tak prosty, nieskomplikowany. czasami zazdroszczę im tej czystości krystalicznych myśli.

przez cały czas przesiewam emocje, dzieląc je na ważne i te bez znaczenia. nie wychodzi mi z tego nic, bo zamiast myśleć o nauce, myślę o wszystkim. nie powinnam, wiem. ale nie umiem nie myśleć.

ostatnie dwa dni były bardzo miłe. wczoraj czytałam dzieciom bajki w bibliotece na "nocy andersena", dziś byłam na zakupach i w kinie. było sielsko niczym w filmie familijnym. miło. to takie przyjazne słowo. ciepłe pomimo, że nie ma dna i granic.

zaczytuję się w poezji staffa, później zamierzam wziąć się za jakieś polskie poetki. to zmiana, bo do tej pory nie lubiłam czytałać poezji. czułam, że nie jestem na nią dość mądra, że nie rozumiem tych lotnych fraz i zdań wielokrotnie złożonych. tak naprawdę, poezja jest dla każdego. tylko ty decydujesz o sposobie w jaki ją rozumiesz, o tym jak odczytasz ją w odniesieniu do samego siebie. zrozumienie jest w tobie, a nie w szkolnej analizie.

Most

Nie wierzyłem
Stojąc nad brzegiem rzeki,
Która była szeroka i rwista,
Że przejdę ten most,
Spleciony z cienkiej, kruchej trzciny
Powiązanej łykiem.
Szedłem lekko jak motyl
I ciężko jak słoń,
Szedłem pewnie jak tancerz
I chwiejnie jak ślepiec.
Nie wierzyłem, że przejdę ten most,
I gdy stoję już na drugim brzegu,
Nie wierzę, że go przeszedłem.
 

-Leopold Staff

the black keys- never give you up  

niedziela, 4 marca 2012

i'm fever you can't sweat out.

wiersz z poprzedniego posta i lektura książki "charlie" skłoniła mnie do przemyśleń. podoba mi się sposób w jaki napisana jest ta powieść. nie ma w niej rozdziałów, są za to listy, które tytułowy charlie wysyła do nieznajomego, o którym słyszał, że jest dobrym człowiekiem, który w życiu kieruje się uczciwością i że tenże człowiek wysłucha jego historii bez oceniania go. potrafię zrozumieć motywy głównego bohatera: ciężko jest mówić o sobie wiedząc, że spotka nas mur konwenansów, rad i sztucznego współczucia. chłopak jednak decyduje się na spisanie swoich wspomnień, sytuacji tworzących jego szarą rzeczywistość. mówi nam o swoim dzieciństwie, rodzinie, przyjaciołach, swojej ukochanej, muzyce, książkach, bólu i samotności. przedstawia esencję życia, które prowadzi przecież każdy z nas. może imiona są inne i sytuacje nie do końca identyczne, lecz czytając tę książkę potrafiłam znaleźć w niej siebie. moje problemy i lęki, marzenia o nieskończoności. tak jak charlie, zaczęłam zastanawiać się czy kiedyś czułam tę nieskończoność. doszłam do wniosku, że tak, dwa razy.

po raz pierwszy na urodzinach kolegi rok temu. byliśmy wszyscy razem na spacerze, przeszliśmy całą wieś, głośno krzycząc i śmiejąc się. czułam wtedy, że jestem na swoim miejscu. pomiędzy ludźmi, którzy znaczą dla mnie tak wiele i dla których ja też jestem ważna. wśród śmiechu i braku obowiązków, nie było wtedy stresu czy lęku. nie czułam, że czegoś mi brakuje czy, że nie zasługuję na to szczęście. myślę, że to była nieskończoność.

drugi raz miał miejsce w te wakacje, na coke live. był koncert jednego z moich ulubionych zespołów, the kooks. setki ludzi wokół mnie, krzyczących na cały głos tekst, tańczących bez opamiętania. pamiętam, że było ciemno i zaczął lekko siąpić deszcz, ale nie miało to żadnego znaczenia, sprawiło nawet, że było jeszcze bardziej magicznie. pragnęłam, by ten koncert nigdy się nie skończył, chciałam trwać wśród tych nieznanych ludzi, w których sercach grała ta sama muzyka co w moim, z przyjaciółką u boku i śmiać się nie zważając na rzeczywistość. to również była dla mnie nieskończoność.

"charlie" uczy, że aby opisać swój świat, aby go poskładać do kupy, nie trzeba wielkich słów i czynów. potrzeba tych paru chwil dających uczucie nieskończoności, tych paru ludzi z którymi je dzielimy. bo trudno przeżywać ją w samotności.

foster the people- ruby

czwartek, 1 marca 2012

everything is burning.

"Raz na żółtej kartce w zielone linie
napisał wiersz.
Zatytułował go Chops,
bo tak nazywał się jego pies
i o nim był właśnie ten wiersz.
Nauczyciel postawił mu piątkę
i przyznał specjalne wyróżnienie.
Matka uściskała go i powiesiła wiersz na drzwiach kuchni
i odczytywała ciotkom.
To było w roku kiedy ojciec Tracy zabrał dzieciaki do zoo
I pozwolił im śpiewać w autobusie,
I urodziła mu się siostrzyczka
z małymi paznokietkami i łysą główką.
Jego matka i ojciec ciągle ją całowali,
A dziewczynka z sąsiedztwa wysłała mu
Walentynkę podpisaną rządkiem iksów.
Zapytał wtedy ojca, co to znaczy.
Ojciec zawsze kładł go do łóżka
I zawsze pamiętał, żeby utulić go na dobranoc.

Raz na białej kartce w niebieskie linie napisał wiersz
I zatytułował go Jesień,
Bo tak nazywała się pora roku
I o tym był wiersz.
Nauczyciel postawił mu piątkę
i poprosił go, żeby pisał jaśniej.
Matka tym razem nie powiesiła wiersza na drzwiach kuchni,
bo były świeżo pomalowane.
Dzieciaki powiedziały mu,
że ojciec Tracy pali cygara
I zostawia pety na kościelnej ławce,
które czasami wypalają dziury.
To było w roku, kiedy jego siostra dostała okulary
z grubymi szkłami i w czarnych oprawkach.
Dziewczyna z sąsiedztwa roześmiała się,
kiedy poprosił ją żeby poszli na spotkanie ze Świętym Mikołajem,
A dzieciaki powiedziały mu,
dlaczego jego matka i ojciec bez przerwy się całowali.
Jego ojciec już nie utulał go do snu
I wściekał się
Kiedy go wołał.

Raz na kartce wyrwanej z notesu
napisał wiersz.
Zatytułował go Pytania o niewinność,
bo to pytanie dotyczyło jego dziewczyny
I o tym był ten wiersz.
Profesor postawił mu piątkę
i dziwnie na niego popatrzył,
A jego matka nie powiesiła tego wiersza
na kuchennych drzwiach,
bo nigdy jej go nie pokazał.
To był rok, w którym umarł ojciec Tracy,
A on zapomniał,
Jakie jest zakończenie Credo.
Przyłapał siostrę,
Jak obściskiwała się z kimś na werandzie.
Jego matka i ojciec nigdy się już nie całowali
ani nawet nie rozmawiali ze sobą.
Dziewczyna z sąsiedztwa za bardzo się malowała
I kiedy ją całował, dostawał od tego kaszlu,
ale mimo to ją całował,
bo tak się robi.
O trzeciej nad ranem położył się do łóżka.
Jego ojciec głośno chrapał.

I dlatego zaczął pisać kolejny wiersz
na kawałku papierowej torby.
Zatytułował go Absolutnie nic,
Bo o tym był ten wiersz.
Sam sobie postawił piątkę
I cięcie na każdym cholernym nadgarstku.
Powiesił wiersz na drzwiach łazienki,
Bo tym razem nie miał szans dotrzeć do kuchennych drzwi."

-"Charlie" Stephen Chbosky

czasami wystarczy, że jeden kawałek układanki naszego życia przestaje pasować do reszty, a wtedy już nic nie jest takie jak było wcześniej, wywołując reakcję łańcuchową niszczącą wszystko na swojej drodze. zastanawiam się od kiedy nasze życie przeobraża się w domino, ale tego momentu chyba nie da się wychwycić. można tylko delikatnie przechadzać się pomiędzy tymi kostkami z lękiem, że jeżeli upadnie choć jedna z nich, to upadną wszystkie inne. czekam na wiosnę.

matt corby- brother

niedziela, 26 lutego 2012

the sound of the rain will heal you.

czasami nie mam siły by mówić, zbyt dużo kotłuje się w mojej głowie bym potrafiła artykułować słowa, sklejać je w zdania. wtedy z pomocą przychodzi mi pisanie. najczęściej możecie mnie spotkać z zeszytem w ręku i długopisem w nocy, ze słuchawkami na uszach skrobiącą coś zapamiętale. miła odmiana od koszmarów, które nawiedzają mnie od kilku tygodni. czy kiedyś się skończą?

#1 
tak wiele chciałabym powiedzieć
tobie i innym

lecz wciąż brakuje mi słów
tak wiele mogłabym wykrzyczeć
ale to tylko szept wycieka spomiędzy mych warg
tak mocno pragnę splatać słowa
w warkocze sięgające ziemi
przyozdabiać je śpiewnymi kwiatami 
tworzyć pięciolinię z obietnic i kłamstw
po krzyku nastałaby cisza
skondensowana w pudełku klatki piersiowej
a w nim solista serce
orkiestra płuc
i myśli zatopione we krwi

#2
zawsze z nastaniem złych dni
otwieram bramę wewnątrz mnie 
którą to wpuszczam
jednych do ciepłoty serca
innych do żółci żołądka
a oni dryfują w środku
umiłowani lub znienawidzeni
zdani na łaskę
układu trawiennego
lub kawałka nieba dającego życie 

the black keys - little black submarines   

czwartek, 16 lutego 2012

step one you say we need to talk. he walks, you say sit down, it's just a talk.

mimo tego, że walentynki za nami, zaczęłam zastanawiać się nad pojęciem miłości. czym ona jest dla mnie, dla ludzi w moim wieku, czy tych spotykanych na ulicy? jaki ma sens w dzisiejszym świecie, czy zupełnie się on nie zagubił w natłoku czerwonych serduszek i róż na przecenie? kiedy byłam małą dziewczynką myślałam, że kiedy ma się naście lat to oczywista oczywistość, że posiada się chłopaka. z naciskiem na posiada. kiedy stawałam się starsza lubiłam wyobrażać sobie, że pewnego dnia spotkam czarującego chłopaka, który zakocha się we mnie i będziemy żyć długo i szczęśliwie. choć do księżniczki mi daleko. jak jest teraz? czy zmieniłam swoje idealistyczne podejście do uczuć? czasami wydaje mi się, że wyzbyłam się naiwności, w innym momencie jednak łapię się na rozmyślaniach o cudownym związku. tyle jest piosenek o miłości, książek, wierszy, filmów, seriali, obrazów, czasopism, porad. czy nie powinniśmy wiedzieć o niej wszystkiego? powinna być nam znana jak własna kieszeń. a nie jest. dlaczego? ciągle słyszę, że mam jeszcze czas, że życie przede mną. nie boję się samotności, bo i samotna nigdy tak naprawdę nie byłam. boję się tylko, że kiedyś poczuję, że brakuje mi jakiejś cząstki w sercu, jakiegoś ulotnego uczucia, który niepoznane uciekło przede mną.

przez życie
można biec
lub ważyć każdy krok
można kochać i śnić
lub strachem wypełniać dni
można wierzyć i ufać
naiwność upychać po kątach
można też trwać w śpiączce bezmyślności
która nie zna dna i sytości


 the fray- vienna

sobota, 11 lutego 2012

you've got the love.

pewne decyzje przychodzą same. ta po części taka była: rozpoczęcie pisania na innym blogu, tutaj. nie ma w tym jednak żadnej ideologii, żadnego głębszego przesłania. byłam tam, jestem tu. na jak długo? nie wiem. bez obietnic, czasami ciężko je spełnić. ale zostawiam to co było, to co jest na tamtym blogu za mną. wszystkie posty, które napisałam, wylewane żale i to co wydarzyło się niemalże rok temu. żegnaj. powinnam była powiedzieć to już dawno i w głębi serca zrobiłam to już wtedy. walentynki będą dniem jak inne dni, nie ma znaczenia spędzanie go w samotności. czym różni się 14 lutego od innych dni roku? ale tak naprawdę, nie jestem sama. i nikt nie jest do końca sam. wierzę w to, tak jak w to, że pewnego dnia wstanę z uśmiechem na ustach, spojrzę w okno ciesząc się na nadchodzący dzień i moje serce będzie lekkie, nie obciążone złymi wspomnieniami. jak zawsze pozdrawiam, bo tego nie chcę zmieniać.